Jak rozmawiają kobiety - o odebranym glosie i byciu słuchaną


Kobiety siebie nie słuchają. Gdy wypowiadam myśl, opinię, zdanie w jakiejś sprawie a rozmówczyni reaguje natychmiast stwierdzeniem „ja mam tak samo” albo „to ja mam inaczej” i zaraz opowiada jak „ma”, wiem, że mnie nie słucha. Jej umysł jest nastawiony na porównanie się z tym co powiedziałam  i pracuje nad jej ustosunkowaniem się. Ona jest wtedy ze sobą, dla siebie, jest wtedy w centrum swojego wszechświata. Dla wielu taka sytuacja oznacza bycie w rozmowie. Dla mnie nie. Gdy rozmówczyni przełączyła się na tryb wypowiadania się już wiem, że zniknęłam z jej pola uwagi. Moje słowa były tylko pretekstem, by mogła zająć się sobą i wygłoszeniem własnych przekonań. Jej uwaga jest skierowana na własne komentarze, ja już nie jestem słyszana, ani nawet słuchana. A nawet jeśli przebijam się jeszcze z jakimiś słowami to ona już z przyspieszonym oddechem i gorączkowym spojrzeniem tylko „poluje” na moment gdy będę nabierała powietrze, a ona będzie mogła wypowiedzieć kolejną własną myśl.
Oczywiście, że ma do tego prawo. Przyjmuję, że tak spełnia to co dla niej ważne. Tyle, że jeśli myśli, że ze mną rozmawiała to jest w błędzie. Nie usłyszała mnie. Nie dała sobie czasu ani możliwości, by naprawdę dowiedzieć się co chciałam przekazać. Co zrobi teraz gdy to słyszy, albo czyta? Prawdopodobnie zaraz zacznie tłumaczyć się, wyjaśniać: „nie, nie, ja tylko…” I to będzie dalszy ciąg niesłuchania. Znów będzie skupiona na sobie, na tym co się dzieje z nią. Z gwałtowną potrzebą poinformowania o tym tej, z którą „rozmawia”.
Czy kiedykolwiek zapytała siebie samą: Co to znaczy rozmawiać?, Jak rozmawiam?, O czym świadczy to, gdy ledwie moja rozmówczyni coś powie ustosunkowuję się do tego? Czy zatrzymała się przez chwilę w milczeniu, by w ciszy posłuchać własnej odpowiedzi na pytanie do czego potrzebne mi, by natychmiast mówić o sobie? Albo, czy odważyła się pomyśleć, jak się czuje jej rozmówczyni gdy natychmiast zaczyna wypowiadać swoje? A może ta druga osoba, której nie słyszy mówiąc o sobie, niekoniecznie dobrze się ma w takiej sytuacji?
Otóż chcę, by wiedziała, że nie mam się dobrze gdy staję się taką „pożywką” dla czyichś wynurzeń. Czuję wtedy zniecierpliwienie i zawód. Chcę być wysłuchana, mówię do niej i chcę, by mnie usłyszała. Po czym poznam, że tak się stało? Po tym, że gdy skończę mówić moją myśl rozmówczyni np. zada pytanie, w którym wyrazi chęć poznania mojego motywu, powodu danej opinii. Wtedy pomyślę, że chce dowiedzieć się, może nawet zrozumieć moje podejście. Nie, nie mam oczekiwania, że podzieli moje zdanie. Nie ma takiego obowiązku, ani trochę. Wystarczy, by zaciekawiła się bo tym samym zachęci mnie, bym to ja teraz poznała jej opinię. Zapewne ja zadam pytanie i tak oto rozpocznie się wymiana. Będziemy wzajemnie słuchać i słyszeć się, poznawać swoje zdania, rozmawiać szanując swoją odrębność.
Każda z nas chce być usłyszaną, więc coraz więcej mówimy. Głód bycia usłyszaną zaczął się dawno temu, nie w dzieciństwie, znacznie wcześniej.
Kilka lat temu zdarzyło mi się być na Krecie, w gronie kilkunastu kobiet. Ta wyspa jest kolebką kultury minojskiej, w której przewodniczkami, liderkami były niegdyś kobiety. To była kultura radości, serdeczności, wzajemnej troski, życzliwości. Kobiety przewodziły tak, by życie było miłe. Panował pokój, celebrowano święta, bóstwa i boginie, do których się odwoływano bardzo często były płci żeńskiej. Tę kulturę symbolizowały miodne pszczoły wytwarzające słodycz życia oraz podwójna spirala, która odwzorowuje wszechobecny w naturze i jej rytmach cykl wzrastania, dojrzałości i zamierania, by odrodzić się znów i znów. Około roku 1450 p.n.e. Kreta została podbita przez Achajów. Odtąd władzę przejęli mężczyźni, bardzo zdeterminowani, by raz na zawsze podporządkować sobie wszystkich i wszystkie mieszkanki Krety. Tak powstała kultura mykeńska, oparta na podbojach, hierarchicznej władzy, represjach i dominacji mężczyzn. Kobiety straciły przewodnictwo i głos. Kultura minojska przeminęła bezpowrotnie
Podczas tamtych wakacji przydarzyły się dwie sytuacje, które mi pokazały jaka jest na Krecie pozycja kobiet względem mężczyzn. Przystanęłyśmy któregoś dnia w trasie, w jakimś maleńkim miasteczku. Ot tak, na odpoczynek po kilkudziesięciu kilometrach jazdy samochodami górskimi serpentynami. Rozdzieliłyśmy się, każda poszła w innym kierunku podczas postoju.  Szłam główną, przelotową ulicą tej miejscowości patrząc na domy, wystawy nielicznych sklepików. W większości wejść krzątały się kobiety. Coś sprzątały, organizowały, układały, pokrzykiwały na dzieci przydzielając im zajęcia. Pracowały. A na tarasie pobliskiej kafejki, przy stolikach siedzieli sami mężczyźni. Palili papierosy, pili alkohol, niektórzy grali w karty, inni żywo perorowali, jeszcze inni apatycznie patrzyli przed siebie. Grecja w trakcie kryzysu, brak pracy. Turyści jako zbawienie w tej sytuacji. Tak, to prawda. Ale jednak te kobiety miały co robić! Jakoś to życie ogarniały, nadawały mu treść i ramy.
Nagle zobaczyłam jak z dala, naprzeciwko mnie, ze stopni przed kościołem schodzi duchowny. Ubrany w długi brązowy habit, przyozdobiony wielkim krzyżem zwisającym na piersi, w wysokim nakryciu głowy szedł majestatycznie. Kroczył wolno, zwracał głowę w lewo, w prawo, bez słowa. Gdzie spojrzał spotykało go pozdrowienie kolejnych kobiet, które ze skinieniem głów i z opuszczonym wzrokiem pospiesznie wykonywały rytualny, tradycyjny gest. Odpowiadał ledwo dostrzegalnym ruchem głowy. Gdy znaleźliśmy się w odległości pozwalającej uchwycić spojrzenie wbił we mnie wzrok a jego twarz stężała. Ja nie skinęłam głową, nie opuściłam oczu, nie ruszyłam ręką. On z każdym krokiem minę miał coraz groźniejszą. Szłam mu naprzeciw, nie robiłam nic ponad to, że patrzyłam mu cały czas w oczy. Napięcie w jego twarzy wzrosło wyraźnie, przypuszczałam, że zaraz zrobi mi coś złego. Mijając mnie obrócił głowę i wydął wargi. Dalej patrzyłam mu w oczy a nawet ostentacyjnie odwróciłam się tyłem do kierunku marszu, by przyjrzeć się co dalej się stanie. To były sekundy. Poszedł w swoją stronę a ja zobaczyłam, że cala ulica, wszyscy, i kobiety, i mężczyźni , i dzieci zastygli w bezruchu i patrzyli na tę scenę w osłupieniu. Nie zachowałam się jak pokorna sługa, nie okazałam poddaństwa. Wszystko obyło się bez jednego słowa a było tak wyraźne. W jego spojrzeniu była władza Achajów podbijających Kretę i niszczących kulturę minojską.
Co stałoby się gdybym w tamtej sytuacji krzyknęła do duchownego „Hello!”? Miałam taką myśl ale nie zaryzykowałam. Trochę śmiałam się z samej siebie, że z tą odwagą to jednak nie do końca… W mikroskali kreteńskiego miasteczka w ciągu niespełna minuty zobaczyłam i poczułam w jaki sposób odebrano kobietom głos, jak je poniżono i zmuszono do bycia poddanymi. Głosu używały jedynie do wyrażania złości: na dzieci, na facetów siedzących w kafejce, na nie wiem co jeszcze ale widziałam i słyszałam ich irytację. Gdzie podział się miód ze starożytnych ceremonii celebrowania radości życia? Został zapakowany w słoiczki, by go sprzedać turystom, a dzięki temu zarobić trochę grosza. Do samochodu wróciłam smutna, długo rozmawiałyśmy z koleżankami o tej sytuacji kontrastującej z naszą wakacyjną wolnością.
Innego dnia pojechałyśmy do Fajstos, by obejrzeć zachowane ruiny starożytnego miasta, obecnie będące rozległym obiektem muzealnym na wolnym powietrzu. Współczesne przewodniki turystyczne nie piszą o nim wszystkiego, mówią jedynie o tym fragmencie historii gdy zawładnęli już nim Achajowie. Ale to właśnie polis powstało za czasów minojskich. Oglądając ruiny można snuć przypuszczenia czemu służyły zabudowania, ich układ i połączenia między nimi. Największy plac mógł służyć do zgromadzeń społeczności i do ceremonii. Ma kształt wielkiego koła. Z tego miejsca roztacza się najwspanialszy widok na góry i doliny wokół. Kiedyś były zalesione, teraz po zieleni prawie nie ma śladu. Stając na tym placu czułam zaskakującą, radosną energię. Jak się okazało z moimi współtowarzyszkami wyjazdu było podobnie. Nagle, nie umawiając się stanęłyśmy na tym placu w kole, wzięłyśmy się za ręce i cichutko nucąc zaczęłyśmy kręgowy, spokojny taniec. Wtedy stało się coś niesłychanego. Z różnych stron, błyskawicznie wokół nas znaleźli się ludzie, którzy nerwowo machając rękoma zaczęli coś wykrzykiwać i pokazywać, że tu nie wolno tańczyć, ani nawet stać w kręgu. Okazali się pracownikami muzeum, w posiadaniu którego są ruiny Fajstos. Nie mieli żadnych oznakowań jako funkcjonariusze muzeum, byli… tajniakami. W tamtej sytuacji powyrastali jak spod ziemi patrząc na nas groźnie. Wśród nich była jedna kobieta. Powoli zbliżyłam się do niej i spytałam czy miałaby ochotę zatańczyć z nami. Opuściła wzrok, była zmieszana, nieskładnie poruszała głową, rękoma. Pomyślałam, że się ode mnie opędza, ale to nie jest zdecydowana odmowa. Ewidentnie była przy tym smutna. Nie nalegałam, była w pracy, a praca w Grecji to skarb. Strażnicy wmieszali się między nas, by dla innych turystów nie było widoczne, że jesteśmy grupą. Nie było rady, rozeszłyśmy się, już wiedziałyśmy, że będziemy bacznie obserwowane do końca wizyty w tym muzeum.
W moim życiu robienie tego co dla mnie ważne to rzecz stała. Nie powiem, że oczywista, bo świadomość kobiecej niezależności przychodziła stopniowo, z życiowym doświadczeniem. Tam w Fajstos, będąc wśród innych kobiet, których historie życia w sporym stopniu znałam, w otoczeniu strażników poczułam opresyjną, męską dominację i rodzaj żeńskiej bezsilności, która dławi i każe poddać się bez dyskusji. Właśnie tak odbiera się głos. Tak Achajowie zniszczyli radość życia wnoszoną dawno temu przez kobiety. Tamto zamierzchłe doświadczenie jest naszym zbiorowym dziedzictwem. To i wiele innych podobnych, z różnych stron świata. Mają różną formę ale jeden cel: odebrać kobietom głos.
Dlatego gdy mówi do Ciebie druga kobieta wsłuchaj się w jej słowa i ich znaczenie. Wiem, Ty też chcesz się odezwać, też chcesz być usłyszana. Tęsknisz za tym, więc wyrywasz się, by mówić. Gdy zauważysz u siebie ten odruch zapamiętaj go. To jest punkt zwrotny w zrozumieniu czym jest rozmowa. Możesz oczywiście wywalczyć, że ta druga zamilknie, możesz zmusić ją do tego. Wpadając jej w słowa, kończąc za nią myśl, „wiedząc lepiej”. Zupełnie tak samo jak Achajowie robili to przed wiekami. Ale co stanie się z kontaktem między Wami? Czy coś jeszcze będzie między Wami możliwe? Formalnie – np. w hierarchicznej relacji służbowej – niestety pewnie tak, ale tak po ludzku – niewiele. Zatem zamiast walczyć o prymat w wymianie słów, zanim przystąpisz do rozmowy, zrób coś ważnego dla siebie. Wsłuchaj się we własne myśli, w to, co chciałabyś wypowiedzieć. Nie spiesz się. Najpierw sama posłuchaj i poczuj, co myślisz, co słyszysz, gdy do siebie mówisz. Możesz skupić uwagę na własnych myślach albo mówić do siebie po cichutku gdy siedzisz w wannie, chodzisz po lesie, obierasz ziemniaki albo odrywasz palce od klawiatury w biurze. Jest duża szansa, że Twoje myśli ułożą się w dobrze dobrane słowa i zapamiętasz je jako sedno swych rozważań. Bardzo możliwe, że znajdziesz ukojenie i spokojną pewność tego co myślisz i jak to powiedzieć. Możliwe też, że gdy już przydarzy się okazja do rozmowy wtedy wejdziesz w nią z miejsca pewności własnego zdania. To całkiem inny punkt niż miejsce rozpaczliwego głodu uwagi u osoby, która nie jest słuchana. W takim miejscu jest się poddawaną opresyjnym, utrwalonym nawykom dominowania od czasów, gdy Kreta przestała być szczęśliwą krainą.  Z takiego miejsca chce się zakrzyczeć wszystkich i każdego, by usłyszeli tę rozpacz i wreszcie uszanowali Twój głos. Ale takich jak Ty są dziesiątki, setki, tysiące. Kobiecy głód bycia słyszaną jest powszechny. Im bardziej starasz się zawalczyć z inną kobietą tym mniejsze masz szansę, by Cię zauważyła. Zadbaj o uważność i uszanowanie własnych myśli. Jeśli z szacunkiem ich wysłuchasz tym samym będziesz umiała obdarzyć inną kobietę. Bez porównywania się i żalu. Poczujesz sens i przyjemność rozmowy, w której nie musicie się zgadzać ale każda ze stron jest tak samo ciekawa drugiej i wysłuchana.
Może właśnie w tej chwili pomyślałaś: dlaczego ja mam zacząć? Dlaczego nie ona, ta druga? Dlatego, że Ty czytasz ten tekst pierwsza. Ryzykujesz, nie wiesz co się wydarzy. Ale walka kobiet o szacunek dla naszego głosu nie powiedzie się jeśli nie zaczniemy od siebie samych. Nikt go nam nie da, zwłaszcza gdy same sobie go nie dajemy. Im dłużej czekamy aż ktoś zacznie o nas dbać tym bardziej narasta gorycz i zawód. Skoro Twoja rozmówczyni jeszcze nie poznała tej zależności Ty jej ją pokaż. Pokaż, jak rozmawiasz z miejsca szacunku dla własnego głosu.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nazywam się Łada Drozda i zaczynam pisać blog.

Emocjonalny ład - rozmowa o uważności z Tomaszem Kryszczyńskim

Emocjonalny ład - o emocjach nauczycieli