BĘDZIE TRUDNO
Z naszym coachingowym zalewem rynku
często kojarzony jest język oparty na błyskotliwych porównaniach, intrygujących
metaforach, mocnychch refleksjach. Niektórzy coachowie z zamiłowaniem do
popularyzowania swej pracy nie szczędzą efektownych sformułowań mających zachęcić potencjalnych klientów do
skorzystania z otwierających się wrót do coachingowego świata, gdzie „możesz
wszystko!”, „ograniczeń nie ma, są tylko w twojej głowie”, „masz wszystko czego
potrzebujesz, by być szczęśliwym do końca życia”.
Po takiej wstępnej dawce lukru
można zostać „znieczulonym” i wyobrazić sobie, że coaching to pasmo rozkoszy,
którego finałem będzie zupełnie nowe życie. To ostatnie akurat jest możliwe
jako rezultat coachingu ale zanim klient dojdzie do takiego wniosku, pewnie nie
raz poczuje się zdziwiony i zaskoczony, że w toku coachingu nie jest łatwo.
BĘDZIE TRUDNO
Tak, zaryzykuję twierdzenie, że jeśli
coaching, w którym dla coachee jest łatwo, i nie napotyka ze strony coacha na
pytania i interwencje, które są dla niego trudne a rozmowy są wyłącznie
przyjemne, rozwojowo wiele się nie wydarzy. Za najbardziej rozwojowe
doświadczenia ludzie uznają te, w których musieli wykonać pewien wysiłek,
zacząć coś na nowo, zachować się inaczej niż dotąd, wdrożyć nową umiejętność,
zmienić podejście. Nie ma się co łudzić, że odbywa się to bez potknięć,
zahamowań, czy wątpliwości. Jak w każdej zmianie, tak samo w coachingu, na ogół
coachee jest rozczarowany, że ten szumnie opisywany rozwój kosztuje poruszanie
niewygodnych wątków w rozmowach, mierzenie się ze wstydem, obawami. Bywa
naprawdę mocno zaskoczony, że czuje się bezradny, smutny, rozżalony. Przeżywanie
trudnych emocji jest bodaj najmniej oczekiwanym doświadczeniem w toku
coachingu. W naszych realiach społecznych emocje sprawiają kłopot. Mamy problem
z nazywaniem ich u siebie, raczej uciekamy przed identyfikowaniem ich. To dość
oczywista reakcja obronna przed zmianą. Właśnie w sferze emocji zmiana się
wydarza, wręcz nie nastąpi jeśli nie drgnie coś w emocjach. Ktoś kto np. dotąd
nie dopuszczał do siebie myśli, że czuje złość w sytuacji rozmów ze
współpracownikiem, bo złość nie jest emocją społecznie akceptowaną, zatem
tłumił ją. Dociera do niego, że hamowanie jej nasila fatalne konsekwencje w
jego zachowaniu. Ma szansę wpłynąć na zmianę swego zachowania o ile da sobie
prawo do odczuwania swej złości i przyjrzenia się jaki jest jej szerszy
kontekst. To dotyczy różnych trudnych emocji, np. lęku, wstydu, zazdrości,
żalu. Najpierw trzeba sobie z nich zdać sprawę, zaakceptować je i dopiero dalej
poszukać alternatywnych sposobów postępowania, by nie uruchamiały się
dotychczasowe mechanizmy.
Tej pracy większość coachees boi
się i chcą jej uniknąć. Mają nadzieję, że można jakoś ominąć to co trudne, że
coach poradzi, podpowie, da „receptę”. To jest moment styku „nadziei” coachee,
że uda mu się jakoś ułatwić sobie sytuację a przytomnością coacha, by nie
odebrać mu odpowiedzialności za rozwój. Ponieważ w coachingu nad osiągnięciem
zmiany
PRACUJE COACHEE
To coachee musi zmierzyć się z
faktem, że nie dostanie gotowej podpowiedzi, rozwiązania. Coach będzie mu
towarzyszył w przekraczaniu ograniczeń i trudności ale nie weźmie za rękę i nie
da instrukcji. W dodatku to będzie właśnie pomoc. Słowo „pomoc” ma w naszej
rzeczywistości konotację – wyręczać. Pomaganie często kojarzy się ludziom z
odbieraniem im ciężaru, załatwianiem czegoś za nich, ułatwianiem. Efekt jest
wtedy podobny do tego co dzieje się z uczniem, za którego troskliwy rodzic
wykonuje prace domowe. Nie dość, że uczy się manipulować rodzicami (często
„chorymi” na nadmierną ambicję doskonałych stopni) utrwala przekonanie, że nie
powinien pokonywać trudności, bo tym
zajmie się ktoś zamiast niego. Coachowie, którym wydaje się, że wykazują się
właściwą postawą wyręczając swych coachees de facto robią im krzywdę.
DROGA DO ZMIANY CZĘSTO OZNACZA
NIEWYGODĘ
Gdy uczymy się robić rzeczy po
nowemu na ogół nam nie wychodzi. Podobnie w coachingu, gdy już wiadomo, że
dotychczasowy sposób działania nie ma racji bytu, nowymi metodami coachee na
ogół nie posługuje się od razu po mistrzowski. Jest czas prób i błędów. Okres
sprawdzania jak to robić po swojemu. Czas próbowania jest okupiony błędami,
niezręcznościami, ustalaniem granic swobody. To najczęściej budzi
niecierpliwość, zażenowanie, odrzucenie. Nie! Protestuje coachee, nie dam rady!
Dla coacha to egzamin z towarzyszenia i bycia wsparciem. Na ogół jest to też
czas gdy coachee może odkryć kolejny poziom różnych przekonań o sobie.
Dotyczących np. reagowania na niepowodzenia, walki o to by zasłużyć na
akceptację ważnych dla siebie osób, rezygnowania z wysiłku. Przeżywanie tej
niewygody w procesie coachingowym ze wsparciem coacha staje się źródłem siły
coachee. Finalny sukces wywołuje poczucie dumy i sprawstwa. Coachees mówią o
nich na ogół jako o najmocniej doświadczanych stanach.
REZULTAT CZY PRZYJEMNOŚĆ
Przedmiotem zaskoczenia ale i
przykrości coachee bywa odkrycie, że sesja coachingowa nie jest, tak po prostu,
przyjemna. Gdy kończy się, coachee mówi, że wcale nie jest zadowolony a
przecież „wszyscy dookoła twierdzą, że ten coaching taki fajny”. Ze wszystkich
opisanych wyżej powodów wynika, że „przyjemność” wcale nie powinna być
kryterium używanym do charakteryzowania coachingu. Podczas trwania procesu
coachingowego bywa miło, może nawet często. Niemniej ważniejsze jest by było
bezpiecznie w sensie psychologicznym. Wtedy nawet frustracje, których
nieodzownie coachee musi doświadczać, są do udźwignięcia i przyczyniają się do
końcowego dobrego rezultatu. Jeśli natomiast coachee jest zadowolony bo sesje
są przyjemne śmiem podejrzewać, że w ich toku dzieje się za mało pracy, która
przesuwałaby go w stronę zmiany.
Idealizowanie coachingu nie sprzyja
mu. Sprawia, że ludziom trudniej uznać go za rozwojową pracę, która wymaga
wysiłku. To jest wyzwanie w czasach gdy niejednemu wydaje się, że przeczytać o
czymś to to samo co umieć zrobić. W coachingu należy liczyć się z tym, że nie
będzie łatwo ale będzie inaczej.
Komentarze
Prześlij komentarz